Henry Ford i zatrudnianie ludzi
Ostatnio natrafiłem na ciekawą historię o tym jak Henry Ford zatrudniał do swojej firmy w pewien nietypowy sposób:
- poszedł na kolację z dwoma świetnie wykształconymi absolwentami z bardzo dobrymi wynikami w nauce
- po kolacji, jednego zatrudnił, drugiemu podziękował
- ten drugi nie mógł nie spytać, dlaczego nie on? rozmawiali przecież tylko na tematy ogólne, a nie związane z pracą?
- Ford odpowiedział mu, że wziął pod uwagę dwie rzeczy:
- ten młodzieniec którego zatrudnił, gdy podali mu stek, najpierw spróbował jak smakuje, dopiero potem posolił, przegrany posolił od razu bez sprawdzania
- zachowanie młodzieńców do ludzi dookoła – ten drugi nie zwracał uwagi na obsługę, kelnerów, ludzi wokół, interesowało go tylko schlebianie Fordowi
- wnioski:
- zawsze najpierw sprawdzaj czy coś działa, dopiero potem udoskonalaj,
- zawsze bądż uprzejmy dla wszystkich, nie tylko dla ludzi, którym chcesz się przypodobać
Pan Mleczko bywa dyrektorem
Skojarzyła mi się ta historia z moim własnym doświadczeniem i sytuacją, którą pamiętam sprzed lat.
Gdy byłem na mojej pierwszej obsłudze geodezyjnej jako „świeżak”, jeszcze na końcówce studiów, mieliśmy w biurze pokój – ścianę w ścianę z pokojem dyrektora kontraktu.
Pan Mleczko chyba się nazywał.
Pamiętam, że zaprosił mnie raz do siebie żeby omówić jakieś opracowania z pomiarów, które robiłem dla głównego wykonawcy (budowa drogi za kilkaset mln złotych).
Zaproponował kawę, pożartował, żebym się nie stresował, że przyszedłem do dyrektora. Jak sam podkreślił, może tak się zdarzyć, że dyrektorem się tylko bywa. Zapamiętałem tą prostą pokorę po dzień dzisiejszy.
Przyjąłem sobie także osobistą zasadę, aby dla ludzi być dobrym i w miarę możliwości pomagać. Nie jest to łatwe, bo może skutkować włażeniem sobie na głowę. Ale i tak „Zawsze warto być człowiekiem, choć tak łatwo zejść na psy” – jak śpiewał Rysiek Riedel z zespołu Dżem.
Na tej samej budowie usłyszałem też od jednego kierownika robót, że „pan żyje bo my pracujemy” (wyjątkowy cham!), a pewien „survey manager” (dosłownie taką miał pieczątke), który zjawił się aby zadbać o końcowe obmiary, wykorzystywał moją młodzieńczą naiwność, aby odwalać za niego czarną robotę.
Ale czego się nauczyłem to moje. Podobnie jak młodzieniec z powyższej historyjki – sprawdziłem co działa a co nie. Wiem też kogo miło wspominam po kilkunastu już latach, a kogo nie.
I tak się zastanawiam? Czy Henry Ford zatrudniłby mnie, czy survey managera? 😉
motywujące 🙂 / do dalszego bycia „normalnym człowiekiem” w tym zwariowanym świecie. 🙂